niedziela, 27 stycznia 2013

03. Three- I hate Mondays!

 Poniedziałek- że też taki dzień musi w ogóle istnieć. Chociaż gdyby go nie było, przeklinalibyśmy wtorek, albo inne dni tygodnia. Nie dość tego jaki mamy dziś dzień, na domiar złego jeszcze ten cholerny budzik.
Nie ma na to rady. Tak, czy inaczej, trzeba wstać i pójść do szkoły.
 Podniosłam rękę w celu wyłączenia alarmu i jeszcze wtulając się w ciepłą kołdrę usiadłam na łóżku. Przecierając oczy, zaczęłam powoli zsuwać z siebie miękkie przykrycie. Cicho jęknęłam.
Nie chcę opuszczać swojego łóżka, tam jest tak ciepło i miło... Ale musisz, wstawaj!
 Podniowszy się z łóżka pomaszerowałam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Po drugiej stronie spoglądała na mnie rozczochrana dziewczyna z podkrążonymi oczami i zmęczeniem wymalowanym na twarzy. Boże, jak ty wyglądasz...
-Czas się ogarnąć.- powiedziałam sama do siebie.
Zdjęłam pidżamę i wskoczyłam pod prysznic. Zimne krople wody spływające po moim ciele, w natychmiastowym tempie mnie rozbudziły. Tylko jakim kosztem? Nienawidzę tego uczucia, zdecydowanie wolę ciepło, dlatego cieszę się, że mieszkam w Miami.
Szybko się wytarłam i podeszłam do szafy. Po chwili namysłu zdecydowałam się na czarne szorty i granatową bokserkę. Włosy upięłam w koczka. Okej, jestem gotowa.
 Wchodząc do kuchni zastałam rodziców kończących śniadanie i braci kłócących się o zabawkę z płatków śniadaniowych.
-O, wstałaś.- uśmiechnęła się mama podając mi dzbanek soku.
Napiłam się i wzięłam z talerza kanapkę.
-Mama, nie widziałaś gdzieś mojej imiennej bransoletki?- wyrwało mi się.
Wczoraj szukałam jej cały wieczór. To prezent od babci, traktuję ją jak talizman.
-Nie, może zostawiłaś u Darcy?- zapytała, po czym zabrała bliźniakom zabawkę.
Spróbowałam sięgnąć pamięcią do dnia, kiedy miałam ją podczas wizyty u przyjaciółki. Nieoczekiwanie do mojej głowy wkradła się pustka. Z ostatniego czasu, w pamięci utkwiła mi tylko piątkowa impreza, a dokładniej Justin. O tak, cały czas miałam go przed oczami.
-Ariano, Darcy przyszła.- oznajmił tata wpuszczając ją do środka.
-Umyję jeszcze zęby i możemy iść.- rzuciłam i pobiegłam do łazienki.

*

 Na pierwszej lekcji mam angielski. To zdecydowanie mój ulubiony przedmiot. Tym bardziej, że wykłada go pani Williams. Jest młodą nauczycielką i potrafi wykonywać swój zawód z wielkim poświęceniem i pasją. To o wiele lepsze niż nauczyciel wiecznie narzekający na klasę, znudzony życiem, a najbardziej swoją pracą. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka sygnalizujący koniec przerwy.
-Okej, to lecę na francuski.- przytuliła mnie Darcy.
 Weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce. Dziś przerabialiśmy 'Romea i Julię'. Po klasie przeszła Caroline, aby rozdać materiały potrzebne na lekcji.
-I jak się bawiłaś?- szepnęła podchodząc do mojego stolika.
-W porządku, było lepiej niż myślałam.- mimowolnie się uśmiechnęłam.
Tak, o wiele lepiej, niż myślałam.
-Rozmawiałaś z Bieberem.- spojrzała na mnie przygryzając długopis.
-Dziewczynki na miejsca!- upomniała nas nauczycielka.
-Pogadamy na przerwie obiadowej.- rzuciła.
 Bieber. Czy chodziło jej o Justina? Fakt, może go znać, w końcu ma dużo znajomych, Zayn też.
  Mimo tego, że oglądałam i czytałam omawianą lekturę setki razy, cały czas myliły mi się postacie, zdarzenia... Cała treść ni stąd, ni zowąd stała się obca. Moja koncentracja niespostrzeżenie gdzieś zniknęła. Przed oczami zamiast notatek miałam jedno słowo- Bieber. Znasz już jego nazwisko, brawo! 
Chociaż... nie mogę być całkowicie pewna, że miała na myśli właśnie Justina. Z nikim innym oprócz niej i Darc nie rozmawiałam. Oczywiście nie licząc Zayna i Kevina, ale to wiadome, że myślała o kimś innym. 
To chore, widziałaś go raz w życiu, nie zawracaj sobie nim głowy. Westchnęłam. Powinnam skupić się na lekcji, tak będzie najlepiej.

*  

 -Siadaj.- zaprosiła mnie Caroline wskazując na wolne krzesło.
-Chciałaś pogadać, tak?- zapytałam kładąc na stół swój obiad- sałatkę grecką i koktajl mleczny. 
-Chodzi o Biebera. Skąd w ogóle go znasz?
-Tak szczerze, to go nie znam. Oblałam go piciem, a potem z nim tańczyłam.- zamieszałam w szklance słomką. Moja towarzyszka nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Spojrzałam na nią pytająco.
-Wiesz jak dziwnie to zabrzmiało?- ponownie wybuchła śmiechem.
-Wracając do tematu, skąd tak właściwie go znasz?
-Mój brat miał z nim problemy. Lepiej trzymać się od niego z daleka.

*

 Kolejne lekcje były dla mnie prawdziwą męczarnią. Nie mogąc skupić się na przerabianym temacie, zaczęłam analizować w myślach każde słowo, które padło z ust Caroline, aż wreszcie nadszedł upragniony koniec zajęć.
 Stanęłam przy szafkach czekając na Darcy, która właśnie kończyła próbę cheerleaderek. 
-Buu!- zaszła mnie od tyłu i ukłuła palcem w bok. 
Podskoczyłam.
-Nie strasz mnie wariatko.- zachichotałam. 
 Ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
-Idziemy dziś gdzieś?- zaproponowała.
-Jak zrobię lekcje to w porządku.- podrapałam się w głowę. Rodzice chyba by mnie zabili, gdybym gdzieś wyszła bez odrobienia zadań domowych. 
 Nagle dobiegł nas głośny ryk silnika.
-Co za idiota.- skomentowała Darcy.
Po chwili zza zakrętu wyjechał rozpędzony motorzysta bez kasku. Jak można tak ryzykować?
 Prześlizgnął się między jadącymi autami, jednocześnie zbliżając się do nas. Spojrzałam na niego.
W jednej sekundzie nasze oczy się spotkały. Od razu poznałam to spojrzenie. Czy to możliwe, że...
-Ariana, słuchasz mnie?
Przełknęłam ślinę.
-Darc, ja chyba go znam...

*** 

 NIESPODZIANKA! Rozdział (czytaj: owoc nieprzespanej nocy.) pojawił się szybciej, bo Karina ma wenę (lajk, lajk!). Jak pewnie zauważyliście *da bum tss* MAMY TRAILER! http://www.youtube.com/watch?v=lmUTSKykln4 dzieło Oliwki, której bardzo, bardzo dziękuję! Co tu dużo pisać... Kocham was, a jeśli wy kochacie mnie to komentujcie, udostępniajcie link z trailerem i czytajcie. Ok, mnie nie musicie kochać, ale zróbcie to dla Justina ;)

środa, 23 stycznia 2013

02. Two- oops... (part 2)

 W jednej chwili w mojej głowie narodziło się milion pytań. Do cholery, przecież nawet go nie znam! Co jeśli jest jakimś zboczeńcem? Nie, no nie wygląda na takiego, ale pozory mylą. Raz się żyje, najwyżej mu ucieknę. W końcu nie jestem tu sama. Spokojnie Ariana, oddychaj głęboko. 
-O co chodzi?- starałam zachować się spokojnie, co jednak mi nie wychodziło, bo nie mogłam opanować drżenia rąk.
-Mogę prosić do tańca?- wyciągnął ku mnie dłoń i drygnął.
-Z przyjemnością.- podałam mu rękę i ruszyliśmy w stronę głównego parkietu- salonu.
 Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
Spojrzałam na niego ukradkiem, chłopak cały czas się uśmiechał. Przyznam, że jest całkiem przystojny. Nawet bardzo.
                                                                            *muzyka*
Po chwili znaleźliśmy się na miejscu, a z głośników popłynęła nastrojowa ballada. Jego prawa ręka z dłoni powędrowała na moje ramię, a lewą objął mnie w talii. Przestrzeń między nami stopniowo się zmniejszyła, a zapach jego perfum z coraz większą intensywnością, zakręcił mi w nosie. Spojrzał przenikając mnie brązowymi oczami. Nigdy nie zapomnę tego widoku. W świetle reflektorów iskrzyły się jeszcze bardziej niż w normalnym świetle. Idealnie pasowały do jego uśmiechu.
Odległość dzieląca nasze ciała zmniejszyła się do minimum. Na twarzy mogłam poczuć każdy jego oddech, przyjemny i orzeźwiający. Każda komórka mojego ciała zdecydowanie pragnęła więcej. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Ogarnij się dziewczyno, ogarnij.
-Justin.- szepnął mi do ucha.
-Ariana.- odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
 Zaczęliśmy delikatnie kołysać się w rytmie płynącej melodii.
 Justin- zaczęło rozbrzmiewać mi w głowie. Ładne imię. Nie wiem dlaczego, ale pasowało do niego. Po prostu, tak musi być. Jak ze zmianą pór roku, albo z innymi rzeczami, których nie da się zmienić.
 Kiedy muzyka umilkła, poczułam delikatne szarpnięcie.
-O, tu jesteś!- przede mną stała zadowolona Darcy. Świetne wyczucie czasu, doprawdy.
-Tak.- odwróciłam się, ale Justina już nie było. Trudno. Chyba nie myślałaś, że to będzie trwać wiecznie, Ariano. Owszem, myślałam.
-Martwiłam się o ciebie, ale samotność chyba ci nie doskwierała.- puściła mi oczko.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się. Kocham Darc, ale w tym momencie byłam gotowa ją zabić.
*         
 -Jak tam z Kevinem?- usiadłam po turecku na łóżku i oczekując odpowiedzi spojrzałam na przyjaciółkę. 
-Dobrze, powiedziałabym nawet bardzo bobrze.- zaśmiała się. -Lepiej powiedz co to za chłopak, z którym tańczyłaś.
Poczerwieniałam. Opowiedziałam jej o całym zdarzeniu. 
-To słodkie, a nie podeptałaś go podczas tańca?- wybuchła śmiechem.
-Bardzo śmieszne, to nie moja wina, że jestem taką niezdarą.- rzuciłam ją poduszką. Miała rację, dziwne, że podczas tańca go nie poturbowałam. Chociaż, czy te nasze kołysanie się można było nazwać tańcem? Na same wspomnienie, uśmiech sam wymalował mi się na twarzy. Hm... powiedzmy, że to był taniec.
-Dobrze, już dobrze. I nic więcej nie mówił?- zapytała.
-Nie. Może chciał, ale nie zdążył, bo ktoś mu bezczelnie przerwał.- znacząco na nią spojrzałam. 
-Ari, przepraszam. Jestem strasznie podekscytowana, bo jeszcze nikt nie był dla mnie tak ważny jak Kevin. A nam naprawdę dobrze się układa.- przytuliłam ją. 
-Rozumiem i nie jestem na ciebie zła. Przeciwnie- cieszę się twoim szczęściem.
-Kocham cię.- odwzajemniła uścisk.
-Ja ciebie też.
-Jak myślisz, spotkasz go jeszcze kiedyś?- zmierzwiła ręką włosy.   
-Nie sądzę.- przygryzłam wargę.- Ale kto wie...

***          
SPOILER: Nigdy więcej się nie spotkają. Potańczyli, było fajnie, każdy poszedł w swoją stronę i nara. Nie no żart, nie mogłabym wam tego zrobić, bo domyślam się, że jesteście ciekawi tego jak potoczy się ta znajomość. Jedyne co mogę powiedzieć, to że będzie ciekawie... Przepraszam, że tak długo czekaliście na taki shit, ale Karina ma blokadę twórczą. Bardzo, bardzo proszę was o to, żebyście zaznaczyli swoją obecność na blogu. Zależy mi na tym, żeby każdy w komentarzu napisał swoją nazwę na tt, albo coś. Dziękuję i do następnego ;*    

środa, 2 stycznia 2013

02. Two- oops... (part 1)

 Sprawnie prześlizgnęłam się przez zatłoczony korytarz. Szczerze mówiąc, ledwie udało mi się wejść do salonu. Całe pomieszczenie było przesiąknięte od zapachu alkoholu i dymu papierosowego, a wokół mnie znajdowało się mnóstwo pijanych, naćpanych i świetnie bawiących się ludzi.
-Taki trochę 'Projekt X'.- spojrzałam na przyjaciółkę.
Cóż, nie znałam Kevina od tej strony. Owszem każdy lubi się zabawić, ale żeby od razu roznieść swój własny dom w strzępy? Nie dziękuję, to nie dla mnie. Po za tym rodzice daliby mi szlaban do końca życia, są strasznie uczuleni na imprezy. Dlatego tak rzadko na nich bywam. Ich zdaniem córka pani chirurg i jednego z najlepszych prawników w mieście, albo nawet i kraju, powinna przebywać w porządnym towarzystwie i wykorzystywać swój wolny czas na 'kształtowanie swojego umysłu, a nie na bzdury'. Gdyby mama to widziała, w życiu nie pozwoliłaby mi tu przyjść.
 -Nom.- odwróciłam się w stronę Darcy, ale najwyraźniej była kimś zajęta...
Trudno, nie będę im przeszkadzać. Rozejrzałam się. W pokoju panował półmrok. Dzięki światłu jasnych reflektorów usadowionych przy oknach, mogłam zobaczyć  kim są poszczególne osoby. Przyglądając się dostrzegłam znajome twarze.
-No weźcie, bo zaraz się połkniecie. Idźcie chociaż do innego pokoju.- usiadłam na kanapie obok dosłownie pożerających się Caroline i Zayna. Obydwoje oderwali się od siebie i wybuchnęli gromkim śmiechem.
-O, jednak przyszłaś!- ucieszyła się Caroline.
-Tak, Darc mnie namówiła.
-A właśnie gdzie ona jest?
-Tam.- wskazałam na miejsce, w którym niedawno stałam. Romeo i Julia najwyraźniej nie zauważyli, że się oddaliłam. Stali przy ścianie kołysząc się i przy okazji obściskując. Wyglądali naprawdę zabawnie, z głośników płynęła energiczna, zachęcająca do tańca muzyka. Gdybym była głucha, patrząc na nich pomyślałabym, że tańczą wolnego. Zakochani są dziwni.
Zerknęłam na 'Carulie i Zaynmea', którzy pewnie zdali sobie sprawę jak oni czasem wyglądają, bo spojrzeli na siebie i zaczęli chichotać. Czasem zastanawiam się, czy każdy zakochany tak się zachowuje, czy oni po prostu coś biorą. Nie mogę zaprzeczyć, pasują do siebie idealnie. Mój ostatni, dłuższy związek miał miejsce w podstawówce, spotykałam się wtedy z niejakim Tomasem Carterem. Jeździliśmy razem na rolkach, chodziliśmy na lody i oglądaliśmy kreskówki. Zawsze spędzaliśmy razem przerwy i dzieliliśmy się kanapkami. Niestety nasza sympatia skończyła się, kiedy poznał Olivię, która uwielbiała grać na pegazusie i jeździć na deskorolce. Do teraz śmieję się z całej sytuacji, ale trochę smuci mnie, fakt, że wolał deskę i jakąś grę. Wychodzi na to, że niezależnie od wieku, nie da się zrozumieć faceta.
-Jak się bawisz?- zapytał Zayn, obejmując przy tym swoją dziewczynę.
-Średnio, trochę mi się nudzi.
-Zobaczysz, rozkręci się.- Caroline puściła mi oczko.
-Idę się czegoś napić, wiecie może gdzie jest kuchnia?- podniosłam się i odgarnęłam włosy.
-Korytarzem i w prawo.- powiedzieli jednocześnie. Boże, jacy oni są słodcy.
 Przepychając się przez tańczących, rozmawiających ludzi i śliniące się pary, wreszcie dostałam się do kuchni. O dziwo to jedyne miejsce, gdzie było dość spokojnie. Wzięłam szklankę i przez chwilę zastanawiałam się co wybrać. W końcu zdecydowałam się na Sprite'a. Za plecami słyszałam, że ktoś tu wszedł. Nagle poczułam ukłucie w rękę i prąd przechodzący przez moje ciało. Gwałtownie się odwróciłam jednocześnie pozbywając się zawartości szklanki. Świetnie, witajcie w moim świecie, gdzie jestem kompletną niezdarą.
Uniosłam wzrok znad podłogi.
-Ostrożnie Shawty.- powiedział nieznany mi dotąd szatyn, przytrzymując mnie, żebym nie upadła i lubieżnie się uśmiechając. Omiotłam go wzrokiem od dołu do góry. Ubrany był w ciemne jeansy, które doskonale komponowały się z białymi conversami i szary t-shirt w serek, który podkreślał jego tors i... no właśnie, który przez swoją sierotowatość oblałam.
-Oops, przepraszam...- wyszeptałam.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś ścierki. Dostrzegłam ją przy zlewozmywaku i przyłożyłam do plamy.
-Mogę?
-Pewnie.- zaśmiał się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów, aż jego czekoladowe oczy się roziskrzyły.            
Chłopak dosłownie wybuchał śmiechem. Brawo Ariana, zrobiłaś z siebie pośmiewisko!
-Co cię tak bawi?
-Ty.- podrapał się po głowie, po czym zmierzwił swoje idealnie ułożone włosy.
-Doprawdy? Wybacz mi, to niechcący.
-Okej, wybaczę ci. Pod jednym warunkiem.- z poważną miną spojrzał mi w oczy.

***   
TRALALA! I pierwsza część drugiego rozdziału gotowa. Chyba nie ma osoby, która nie domyśliłaby się kim jest tajemniczy szatyn. Dopiero co się poznali, a już stawia warunki, ostro! xD Czy Ariana powinna się bać? Jak myślicie? Liczę na wasze opinie w komentarzu. Jeśli możecie napiszcie co się wam najbardziej podoba, a co najmniej, postara się nad sobą popracować, bo was kocham i chcę, żebyście czytali to z przyjemnością. Wszelkie pytania piszcie w komentarzu :)
                                                        

piątek, 28 grudnia 2012

01. Rozdział pierwszy- party time.

  Podniosłam zeszyt z ławki i spakowawszy go do torby, z uśmiechem na twarzy wyszłam z klasy. Dźwięk dzwonka sygnalizujący koniec zajęć, jest zdecydowanie najpiękniejszą muzyką dla moich uszu. Dopiero październik, a ja już mam dość szkoły. No, ale nie jestem jedyna, prawda?
 Minęłam kremowy korytarz prowadzący do głównego wyjścia budynku, z każdym krokiem coraz bardziej przyspieszając tempo. Przy szkolnym parkingu dostrzegłam drobną dziewczynę o brązowych włosach z wiśniowym połyskiem, siedzącą na murku i niecierpliwie przebierającą stopami. Tak, zgadliście. To moja najlepsza przyjaciółka, Darcy. Kiedy dostrzegła, że się zbliżam podbiegła do mnie z widoczną ekscytacją.
-Ari posłuchaj, Kevin urządza imprezę i ciebie też zaprasza.- uśmiechnęła się i posłała mi spojrzenie pod tytułem ,,No weź się zgódź''. Kevin to jej chłopak i dosłownie oszalała na jego punkcie.
-Hm impreza, no spoko. Dawno na żadnej nie byłam, a kiedy jest?
-Dzisiaj od 21.- puściła mi oczko. Jak dla mnie to okej, ale jak przekonam rodziców? Jeśli o to chodzi to są dość surowi. Według nich mam jeszcze czas na imprezy, a teraz powinnam się uczyć. Jakby nie wystarczyło im to, że uczę się najlepiej w klasie... Cóż tacy są rodzice.
-Pogadam z mamą, mam nadzieję, że się zgodzi.
-Najwyżej spałabyś u mnie, jakbyśmy wiesz... ,,trochę zabalowały''.- obie wybuchnęłyśmy dzikim i niepohamowanym śmiechem. Darcy jest jedną z najbardziej zwariowanych osób jakie znam. Kocham ją, jest najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałam.
*
 Wchodząc do domu poczułam przyjemną woń dochodzącą z kuchni. Przekroczyłam jej próg i zobaczyłam mamę stojącą przy kuchence i pracowicie mieszającą w garnku. Podeszłam bliżej i zbliżając nos do tajemniczej potrawy zaciągnęłam się jej zapachem. Mniam, obstawiam, że to chińszczyzna.
-Hej mamuś.- pocałowałam ją w policzek i zrobiłam ,,słodkie oczka''. Czas przystąpić do planu ,,Puść mnie na imprezę''. 
-O hej myszko. Jak było w szkole?- uśmiechnęła się i poprawiła mi opadający kosmyk z czoła.
-Dobrze, zresztą jak zawsze.- uśmiechnęłam się nieśmiało i rozejrzałam wokół siebie. Tom i Luke najwidoczniej są jeszcze w szkole, a tata wyjechał na ważną konferencję na drugim końcu kraju. To znaczy, że łatwiej przekonam mamę.
-Wiesz...- zaczęłam.- ...dziś jest impreza, którą urządza chłopak Darcy i pozwolił jej wziąć przyjaciółkę, żeby czuła się pewniej.
-Ah to ten Kevin, tak? Bardzo porządny chłopak. O której to jest? -spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi.
-Od 21. Darcy zaproponowała, że mogłabym pójść z nią na tą imprezę i od razu nocować u niej. To jak, zgodzisz sie? Proooooszę.
-Dobrze, nie sprawiasz żadnych problemów wychowawczych i masz dobre oceny, więc w nagrodę możesz iść.- przewróciłam teatralnie oczami. Pewnie znowu przeczytała jakiś poradnik w stylu ,,Jak radzić sobie z nastoletnimi dziećmi''. 
-Awww dziękuję, kocham cię mamo.- przytuliłam się do niej i z radości pobiegłam na górę zadzwonić do Darcy.
-Ariana!- przerwała mi w połowie drogi.
-Tak?- spytałam niepewnie. Proszę, żeby tylko się nie rozmyśliła...
-Ani słowa tacie. Wiesz jak patrzy na te sprawy.
-Tak wiem. Okej, to będzie nasz mały sekret.- puściłam jej oczko i wróciłam do siebie.
*
 -Widzisz, wiedziałam, że się zgodzi.- ucieszyła się Darcy przechodząc między sklepowymi wieszakami. Obie stwierdziłyśmy, że wypadałoby kupić sobie coś odpowiedniego, na nasz nocny wypad. W tym celu odwiedziłyśmy nasze ulubione sklepy.
-Wiem i się cieszę. Z mamą jest łatwo, gorzej z tatą, ale na szczęście nie ma go w domu i o niczym nie wie.- chwyciłam bluzkę, która przykuła moją uwagę i obejrzałam ją.
-O pokaż! Niezła jest.- powiedziała z uznaniem.
-Też mi się podoba.- uśmiechnęłam się.- Dars?
-Mhm?
-Trochę się stresuję... Tak w ogóle, kto tam będzie?- przygryzłam lekko dolną wargę. Robię tak zawsze, kiedy jestem zdenerwowana.
-Nie masz czym.- puściła mi oczko.- Głównie to znajomi Kevina i ich drugie połówki.
-Keep calm bejbe, zobaczysz, będziemy się świetnie bawić.- dodała.
 Pół godziny później znalazłyśmy się przy kasie. Darc wybrała granatową sukienkę i czarną ramoneskę z ćwiekami, a ja białą bokserkę z różowymi napisami i dżinsowe krótkie spodenki.
 Zadowolone i obładowane torbami opuściłyśmy sklep i ruszyłyśmy w stronę Starbucksa.
*                
  Na granatowym niebie z minuty na minutę zaczęło pojawiać się coraz więcej jasnych, migoczących gwiazd. Ten wieczór zdecydowanie nadawał się na imprezę. Dźwięki muzyki mieszały się z odgłosami nocnych owadów, a zapach natury z perfumami. Stanęłyśmy przed drzwiami dużego, zadbanego domu.
 -Trzy, cze-rt! Dzwonimy.
 Otworzył nam wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Jak pewnie się domyślacie, Kevin. 
-O jesteście!- podał mi rękę, po czym przytulił moją przyjaciółkę.- Wchodźcie! 

***

I oto pierwszy rozdział. Dodałam tak szybko, bo wcześniej miałam już połowę, dziś tylko kończyłam. Jako, że jest pierwszy, na razie nie dzieje się nic ciekawego. Jak myślicie, co może się wydarzyć? Jak będzie bawić się Ariana? Dowiecie się w kolejnych rozdziałach, które będą dłuższe i postaram się dodawać systematycznie. Pytania? Sugestie? Piszcie w komentarzu ;)

Ps. Cieszą mnie pozytywne opinie, ale błagam, dajcie po sobie znać, że czytacie. W komentarzu, na twitterze, albo obserwując bloga. Kocham was ♥     
        

czwartek, 27 grudnia 2012

00. Prolog- need a change.

 Wziąwszy w płuca głęboki wdech, podeszła do okna i drżącą ręką odsunęła jedwabiście gładką zasłonę. Przejechała po szybie palcem, śledząc rytmicznie spływające, mieniące się w świetle ulicznych lamp krople deszczu, a świat wokół nagle zamienił się w pełną rozkosznej ciszy głębię.
 Wzięła łyk gorącej czekolady z kubka trzymanego w drugiej ręce. Napój delikatnie rozpłynął się w jej ustach mieszając się ze smakiem malinowego błyszczyka.
 Delektując się delikatną wonią czekolady i dalej przyglądając się padającemu deszczowi zrozumiała, że rzeczywistość po drugiej stronie okna coś jej uświadomiła.
 Tak jak otaczający ją świat, potrzuje zmian.  
 Głębokie przemyślenia niszczyły jej dotychczasowe szczęście, niczym podmuch wiatru domek z kart.
Zaraz, zaraz, szczęście?
 Mimo tego, że jej życie wyglądało idealnie, nigdy tego nie czuła. Doskonale zaplanowane i poukładane życie wbrew pozorom nie wnosi zbyt wiele radości.
  Nie w jej przypadku.  
 Najgorsze są noce- czas, kiedy myśli skrywane za dnia, w najgłębszych zakamarkach duszy, niespostrzeżenie się wymykają.
 Kiedy jest ich zbyt wiele, wypływają z nas w postaci łez. Nie inaczej stało się w tym przypadku- po jej pomalowanych czarnym tuszem rzęsach spłynęła pojedyncza łza, zostawiając na jej nieskazitelnym policzku szarą smugę. Dotychczas brakowało jej kogoś. Kogoś, komu mogłaby oddać serce.  

***

 To mamy prolog. Najpierw chciałabym gorąco podziękować wszystkim, którzy poświęcili swój czas, żeby to przeczytać i mam nadzieję, że będziecie śledzić losy Ariany i Justina w kolejnych rozdziałach. W tym opowiadaniu, żadne z nich nie jest sławne. Tak naprawdę, bohaterem tej historii może być każdy, ale wybrałam właśnie Arianę i Justina, bo uwielbiam ich obu i razem tworzyliby świetną parę. Wkrótce dodam także trailer (miałam dodać dziś, ale niestety wystąpił pewien problem, z którym na chwilę obecną, ne potrafię sobie poradzić). Liczę na wasze opinie. Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, zajrzyjcie do zakładki Informuję. Macie jakieś pytania? Piszcie w komentarzu ;)